Wpisy

Sto Wysp, tysiąc zachwytów


W dzisiejszym wpisie zabieram Was na Filipiny, o których w gruncie rzeczy za wiele Wam jeszcze nie opowiedziałam (wstyd!). Wyobraźcie sobie, że siedzicie na łódce, która delikatnie kołysze się na falującej wodzie. Obracając się dookoła wszędzie widzicie małe wysepki, niczym okruchy wyłaniające się z błękitnych wód Morza Południowochińskiego. Dzień upływa na leniwym przepływaniu od jednej wyspy do drugiej, snorklowaniu i zachwycaniu się nieziemskim widokiem...


Na wyspie Luzon, na północ od Manili, stolicy Filipin znajduje się miejsce niezwykłe. Chroniony obszar The Hundred Islands National Park położony jest w pobliżu miasta Alaminos. Chociaż nazwa mówi o stu wyspach, w rzeczywistości jest ich 124 w czasie odpływu i 123 podczas przypływu. Wyspowe okruchy, często z mikroskopijnymi plażami rozproszone są w Zatoce Lingayen.


Chociaż Hundred Islands dzieli od Manili tylko 240 kilometrów, musiałyśmy wstać w środku nocy, żeby rano, po sześciogodzinnej jeździe autobusem, móc rozpocząć islands hopping, czyli pływanie łódką od wyspy do wyspy, z krótkimi przystankami na spacery, pływanie, snorklowanie. Zanim jednak wsiadłyśmy na naszą łódkę (na wycieczkę pojechałam razem z Marion, moją francuską przyjaciółką i Joanną, Filipinką, z którą Marion studiowała na University of the Philippines), dziewczyny musiały potargować się z właścicielem (o samym targowaniu i podejściu Filipińczyków do turystów napiszę innym razem). Nie pamiętam ile dokładnie zapłaciłyśmy, wydaje mi się, że wyszło 1200 PHP (czyli ok. 80zł) za średnią łódkę i sprzęt do snorklowania na cały dzień. Kuja (wujek; w języku tagalog grzecznościowa forma używana kiedy odnosimy się do mężczyzn), który pływał z nami cały dzień, bardzo uprzejmie zatrzymywał się na wyspach na tak długo, jak chciałyśmy, pokazując nam różne urocze zakątki tego wodno-wyspiarskiego raju.


Tylko trzy z ponad stu wysp zostały zaadaptowane do potrzeb turystów: Governor Island, Quezon Island, and Children's Island. Na tych wyspach można coś przekąsić, wynająć kajak, czy kupić pamiątki. Byłam na Filipinach we wrześniu, w czasie pory deszczowej, która trwa do listopada, może dlatego w większości miejsc, które zwiedzałyśmy, nie było tłumów turystów (poza Czekoladowymi Wzgórzami, o których też w końcu napiszę :)). Na większości wysepek, które odwiedziłyśmy, byłyśmy jedynymi osobami, więc w spokoju mogłyśmy zachwycać się pięknem okolicy.

Jak Wam się podoba taka sceneria?

Dla mnie była to świetna odskocznia od ponad jedenastomilionowej Manili. Bo chociaż Hundred Islands zobaczyłam już trzeciego dnia mojego pobytu na Filipinach, Metro Manila (czyli stolica Filipin i 16 przyległych do niej miast) zdążyła już dać mi mocno w kość.

7 komentarzy:

  1. Przepiękna sceneria! Pół świata oddałabym za takie całodzienne pływanie małą łódką od wyspy do wyspy... gdybym miała :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, to miejsce jest magiczne i chętnie bym tam kiedyś wróciła :)

      Usuń
  2. Wspaniała notka, super, że mega dużo zdjęć :)
    Chciałbym kiedyś zwiedzić Filipiny :D

    mlwdragon.blogspot.com
    historiaadam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba i życzę Ci, żebyś kiedyś mógł zwiedzić to miejsce :)

      Usuń
  3. Od samego patrzenia aż się rozleniwiłem :-) Cudownie!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak pięknie... jestem zachwycona!

    OdpowiedzUsuń